Co najbardziej urzekło mnie na Sycylii?

Pamiętam jak dziś, kiedy pierwszy raz przyleciałam na Sycylię. Zaraz po tym, jak wysiadłam z samolotu na lotnisku w Katanii, doznałam pierwszego szoku. Temperatura! To był lipiec. Leciałam wtedy z Londynu, w którym 3 godziny wcześniej mokłam w deszczu przy temperaturze nie wyższej niż 15°C. Ten moment był piękny! Nie mogłam oddychać i słabo mi się robiło, ale to błogie uczucie otulającego mnie gorącego i ciężkiego od wilgoci powietrza noszę w sercu do dziś. Uwielbiam sycylijskie upały!

Kilkadziesiąt minut potem, kolejny szok. Etna! Jadąc z lotniska trasą szybkiego ruchu w kierunku Mesyny widać było dymiący wulkan górujący nad Katanią i innymi miasteczkami położonymi u jego stóp. Dla mnie to było coś na prawdę wielkiego. Jak można mieszkać u podnóża tego groźnie dymiącego olbrzyma!? Okazało się, że można. Od dziesięciu lat i ja mieszkam właściwie na Etnie. Miałam nawet okazję zajrzeć dosłownie do jej wnętrza. Etna stała się moją największą miłością i pasją i dziś nie mogłabym bez niej żyć. Zdarza mi się jechać samochodem w innym mieście czy nawet w innym kraju i instynktownie wyglądać przez okno szukając wzrokiem mojego wulkanu. Gdzie Etna, tam mój dom.

Większość osób odwiedzających Sycylię zazdrości jej mieszkańcom niekończących się plaż. Nie ukrywam, latem uwielbiam wyskoczyć z książką na plażę, albo popływać z maską w kryształowej wodzie. Ale nie dłużej niż godzinkę. Nie dla mnie siedzenie nad morzem cały dzień. Etna, to co innego. Tam potrafię się kompletnie zatracić, zapomnieć o zegarku i zgiełku codzienności. Latem wycieczki i biwaki, jesienią winobranie oraz zbieranie grzybów i kasztanów, zimą narty i bałwany, od czasu do czasu erupcja… Każdy dzień na Etnie jest inny, w zależności od pogody, sezonu czy mojego nastroju. Mimo tego, że jestem u góry często nawet kilka razy w tygodniu, za każdym razem odkrywam coś nowego. Etna ma w sobie potężną moc i ja chyba wpadłam w jej sidła.